Reginald Gibbons
Translated by Adam Lizakowski
Five Pears or Peaches
Buckled into the cramped back seat, she sings to herself as I
drive toward her school through the town streets. Straining upward to see out
her window, she watches the things that go by, the ones she sees - I know only
that some of them are that houses we sometimes say we wish were ours. But today
as we pass them we only think it; or I do, while she is singing - the big
yellow one with a roofed portico for cars never there, the pink stucco one with
red shutters that's her favorite. Most of what she sings rhymes as it unwinds
in the direction she goes with it. Haft the way to school she sings. and then she stops,
the song becomes a secret she'd rather
keep to herself, the underground sweet water stream through the tiny continent
of her, on which her high oboe voice floats through forest softly, the calling
of a hidden pensive bird- this is the way I strain my grasp to imagine what
it's like for her to be thinking of things, to herself, to be feeling her
happiness or fear.
After I leave her inside the school, which was converted from
an old house in whose kitchen you can almost still smell the fruit being cooked
down for canning, she waves goodbye from window, and I can make her cover her
mouth with one hand and laugh and roll her eyes at a small classmate if I
cavort a little down the walk.
In some of her paintings, the sun's red and has teeth, but
the houses are cheerful, and falt flying birds with almost human faces and long
noses for beaks sail downward toward the earth, where her giant bright flowers overshadow like trees
the people she draws.
At the end of the day, her naked delight in the bath is
delight in a lake of still pleasure, a
straight unhurried sailing in a good breeze, and a luxurious trust that there
will always be this calm warm weather, and someone's hand to steer and steady
the skill of her. Ashore, orchards are blooming.
Before I get into bed with her mother at night, in our house,
I look in on her and watch her sleeping hands come near her face to sweep away
what's bothering her dreaming eyes. I ease my hand under her back and lift her
from the edge of the bed to the center. I can almost catch the whole span of
her shoulders in one hand- five pears or peaches, it might be, dreaming in a
delicate basket till they tip with their
own live weight and slip from my grasp.
Pięć gruszek lub brzoskwin
Zapięta na ciasnym foteliku, śpiewa sobie, jak jadę w
kierunku jej szkole przez ulice miasta. Siedzienie podciągnięte do góry tak, aby mogła
patrzeć przez okno. Patrzy na przedmioty, które mijamy po drodze. - Wiem tylko tyle, że niektóre z domów
chcieliśmy aby były nasze. Ale dzisiaj
tylko je mijamy tylko myśląć o nich , ja myślę
a ona śpiewa - te duży żółty z
zadaszonym portykiem dla samochodów nigdy tam nie parkujących. Ten różowy z czerwonymi okiennicami w sztukateri
to jej ulubiony.
Większość tego, co śpiewa to dzięcięce rymowanki, które
same jej się układają. Przez pół drogi
do szkoły je śpiewa a potem się przestaje, piosenka staje się tajemnicą którą wolałaby zachować dla siebie. Przez kontynent jej małego ciała przepływa
podziemny strumień słodkiej wody nad którym
jej wysoki głos oboju płynie cicho poprzez las, wzywając ukrytego zamyślonego
ptaka – to jest mój sposób, w jaki probuję sobie wyobrazić, jak to jest dla
niej myśleć o rzeczach, aby pouczuć jej
szczęście lub lęk.
Po tym, jak zostawiam ją w szkołe, która została zaadaptowana ze starego domu, w którego
kuchni można jeszcze czuć zapach owoców
smażonych na konfitury. Na pożegnanie
przez okno macha mi, mogę rozśmieszyć ją, jedną ręka zakrywa śmiechąjace
się usta, przewraca oczami w stronę swojego kolegi jeśli wygłupiam się
odchodząc
Na niektórych z jej obrazków, słońce jest czerwone i ma
zęby, domy są wesołe, ptaki są upasione
z niemal ludzką twarzą z długimi nosami w kształcie dziobów popłyną ku ziemi, gdzie jej olbrzymie jasne kwiaty
podobne do drzew przerastają ludzi..
Na koniec dnia, jej nagie rozkoszne ciałko w wannie jest radością w
jeziorze przyjemności na którym niepośpieszne
żeglowanie z łagodnym wiaterkim jest luksusowym bezpieczeństwem, że zawsze
będzie cicha i spokojna ciepła pogoda, czyjaś ręka pokieruje łodzią jej ciała.
Na brzegu kwitną sady.
Zanim wieczorem położe się do łóżka z
jej matką, sprawdzam jak śpi z rączkami blisko jej twarzy, aby odgonić
nieprzyjemne sny z jej śpiących oczów. Delikatnie podkładam rękę pod jej plecy i przenoszą ją z krawędzi na
środek łóżka. Prawie mogę objąć jej długość ramion i jedną rękę- pięć gruszek
lub brzoskwiń, być może śni w delikatnym koszu, aż dojrzeją, nabiorą swojej
wagi i wyślizgną się z mojej ręki.