Adam Lizakowski
Tymoteusz
Tymoteusz
Pod cieniami
wieżowców w Chicago w dziupli dębu
w parku Oak siedzi
korzeń profesora urodzonego na Litwie
który poprzez Wrocław, Berlin podlewany smutnym wspomniemien
tam go zaniósł na
plecach z ołowiu, na nogach z waty
z kwaśnym sercem w
kształcie serca semafora
Na fujarce wyciętej z drzewa chlebowego grał
niczym młody Mickiewicz majstrował wiersze
które mogły być wyjściem z sytuacji, które mogły
być wyjściem gdyby park miał drzwi albo konin
dlatego kameralnie, uprawiał kamuflaż kamfory
uprawiał ogród krzewów z drutu kolczastego
on więcej sprawiał mu radości niż pisanie
całował krzaki malin i dopieszczał pomidory
całą swoją mądrość platynową przekazał pługom
śniegowym, potenjalnym poetom, plagiatorom
Maria
Maria z odwiecznie młodym spojrzeniem Marii
Maria o uśmiechu pirofaga ustach Marii
radykalnie radosna
na rafie półek z książkami
w Polish
Museum of America in Chicago
reflekcyjna rakieta zamknięta w rezerwacie
Och to pan!!! Jak się cieszę dawno pana tutaj nie było
Ach tak pani Mario!!! chodzę swoimi poetyckimi ulicami
Milwaukami, Belmontami, Fulertonami, Irwing Parkami
Bóg mnie wysłuchał
teraz chicagowski bruk miękkszy
dla mych stóp niż trawy nie w głowie mi traktaty i
traktory
Gratuluję ma pan swoją trajektorię, teren, trampki,
tramwaj
jednym słowem jest
pan szczęśliwy jak aniół blisko nieba --
a pani jest muzą poety protoplasty co w garażu narzędzia
ogrodnicze przechowuje, ptaki, pająki, pragnatyzm
nastała cisza, a za tą ciszą wielką ciszą taka była Maria
karpowicz
ReplyDelete